Recenzja albumu „Werdykt” autorstwa Queensrÿche

Spisu treści:

Anonim

Jestem fanem i kolekcjonerem hard rocka i heavy metalu od wczesnych lat 80-tych. Jeśli ma dobry gitarowy riff i nastawienie, wchodzę w to.

Queensrÿche – werdykt

Już od pierwszego spinu The Verdict – trzeciego albumu Queensrÿche z ery Todda La Torre (lub „Queensrÿche 2.0”, jeśli wolisz) – widać wyraźnie, że weteran wciąż nabierał sił w 2019 roku. QR (album zatytułowany w 2013 roku) wskazywał na główny ligowy potencjał nowego składu, ale płyta została ostatecznie utrudniona przez stłumioną produkcję. Na szczęście kontynuacja z 2015 roku, Condition Human, całkowicie zdmuchnęła swojego poprzednika, z potężnym wokalem La Torre, który prowadził zespół, który brzmiał bardziej entuzjastycznie niż przez lata. The Verdict kontynuuje tam, gdzie zakończył się Condition Human i chociaż nie przewyższa tego albumu, zdecydowanie jest równy. Nieźle jak na grupę facetów, którzy mieli padać na twarz po zwolnieniu w 2012 roku wokalisty założyciela, autora tekstów i (rzekomego) despotycznego władcy, Geoffa Tate.

Oczywiście zawsze znajdą się narzekacze, którzy będą narzekać, że to nie jest „naprawdę” Rÿche bez Tate, ale ich głosy są coraz rzadsze z każdym nowym wydawnictwem Queensrÿche. Twarzą do przodu, prawdziwi wierzący — w mieście jest nowy szeryf!

„Krew Lewantu”

Album

Queensrÿche zostało tylko dwóch swoich pierwotnych członków w The Verdict – gitarzysta Michael Wilton i basista Eddie Jackson. Założyciel, perkusista Scott Rockenfield, wciąż był na urlopie po urodzeniu syna na początku 2017 roku. Chociaż były perkusista Kamelot Casey Grillo był zastępowany, gdy zespół wyruszał w trasę, perkusistą podczas sesji nagraniowych The Verdict był nikt inny jak Todd Sam La Torre, który jest zarówno doświadczonym skinsmanem, jak i wokalistą. Szczerze mówiąc, gdyby to, że Todd również grał na tym albumie, nie odbiło się tak dużym zainteresowaniem, prawdopodobnie nawet bym nie zauważył, że za zestawem stoi inny muzyk. Szalony szacunek dla pana La Torre, metalowego człowieka renesansu!

Od Spinditty

Werdykt został wyprodukowany przez Chrisa „Zeussa” Harrisa, który również pracował nad Condition Human i nadał nowemu materiałowi odpowiednio zgrabne, ale jednocześnie mocne i chrupiące brzmienie. Płyta zaczyna się ładnie od wiodącego epickiego „Blood of the Levant”, twardego i szybkiego metalowego cięcia, które powinno rozruszać powietrzne gitary fanów i podnieść poziom pulsu. Dla tych z was, którzy zastanawiają się, czym jest „Levant”, mój dobry przyjacielu, dr Wik. E. Pedia mówi mi, że odnosi się to do dużej części starożytnego wschodniego regionu Morza Śródziemnego, regionu, który jest znaczący w historii zarówno islamu, jak i chrześcijaństwa. Wszystko, co mogę na to powiedzieć, to „Ummm, dobrze, skoro tak mówisz”.

Szybki „Man and Machine” jest następny, z zespołem gitarowym Michaela Wiltona i Parkera Lundgrena, który jest spłukany, gdy La Torre lamentuje o wszystko, co jest wart. „Light Years” i „Inside Out” podskakują w przyjemnie ciężkim, ale melodyjnym tempie, po czym „Propaganda Fashion” ponownie wciska pedał do metalu z najbardziej agresywnymi riffami i perkusją na albumie.

Ponury, ostry „Dark Reverie” nie brzmiałby nie na miejscu w spokojniejszych momentach ery Operation: Mindcrime i zawiera kolejny show, w którym La Torre zatrzymuje wokal. „Bent” i „Inner Unrest” to para średnich, prostych rockerów, które może nie wyskoczą na słuchacza, ale utrzymują wysoki poziom energii, prowadząc do strzelistego, dziwnie zatytułowanego „Launder the Conscience” (jest tu świetna gra gitarowa). na tym) przed zakończeniem płyty nastrojową, progresywną balladą „Portrait” w średnim tempie, punktem kulminacyjnym, który wydaje się być powrotem do uświęconej ery Promised Land. Muzycznie, ta piosenka ma trochę Rush vibe (przynajmniej w moich uszach), a wokal Todda w niesamowity sposób przekazuje jego poprzednikowi Geoffowi Tate więcej w tej piosence niż gdziekolwiek indziej na albumie, zwłaszcza podczas refrenów. Jest to bardzo przyjemna mieszanka eksperymentalnej przeszłości zespołu i jego mocniejszej teraźniejszości, co kończy album satysfakcjonującą nutą.

„Człowiek maszyna”

Podsumowując

Prawdopodobnie niewiele więcej mogę powiedzieć, co przekonałoby publiczność „No Tate, no Queensrÿche”, ale za moje pieniądze The Verdict to solidny wysiłek, który rośnie z każdym odsłuchem. Jestem fanem Queensrÿche od 1984 roku i dobrze mi robi to, że po tych wszystkich latach brzmią tak młodzieńczo i żywo. Mój werdykt brzmi „kup album!”

Uwagi

Heidi Thorne z Chicago 20 sierpnia 2019:

Nadal uważam, że zespół ma dobrą energię i zachował oryginalną stylistykę i brzmienie z wcześniejszej twórczości.

Recenzja albumu „Werdykt” autorstwa Queensrÿche