Recenzja płyty Overkill „Live in Overhausen”

Spisu treści:

Anonim

Byłem fanem i kolekcjonerem hard rocka/heavy metalu od wczesnych lat 80-tych. Jeśli ma dobry gitarowy riff i nastawienie, wchodzę w to.

Dźwięk…

Live In Overhausen składa się z trzech płyt - 2 CD (po jednej z każdego wykonania albumu) oraz DVD (lub Blu-Ray) wideo z całego koncertu. Niezależnie od tego, który format wybierzesz, dostaniesz dwie godziny najwyższej klasy Over-mayhem, nagrane przed sporym i odpowiednio wściekłym tłumem. Jak zawsze, dobroduszne, złośliwe przekomarzanie się wokalisty Bobby'ego „Blitza” Ellswortha z publicznością między piosenkami samo w sobie jest warte ceny wstępu („Hej, mamo! Jestem w Oberhausen z około 1500 naprawdę dobrymi f**kami *in' friends!"), zwłaszcza, gdy próbuje rozmawiać z nimi na wpół podstawowym niemieckim. Bobby brzmi, jakby świetnie się bawił, a reszta zespołu jest zwarta i miażdżąca jak zawsze. Obecny zespół gitarowy Overkill, Dave Linsk i Derek Tailer, nie byli nawet w zespole, gdy kiedyś nagrywano Feel The Fire i Horrorscope, ale ich występy tutaj są szalone, energiczne i pełne szacunku do oryginalnych nagrań. Live In Overhausen zawiera również imponujący zwrot w wykonaniu perkusisty zastępującego Eddy'ego Garcię, który został awansowany z drum tech/roadie, gdy zwykły perkusista Ron Lipnicki nagle ustąpił. Ten facet musiał nauczyć się materiału o wartości dwóch albumów w bardzo krótkim czasie, ale nie poznalibyście tego z jego występu tutaj – facet miażdży go i brzmi tak, jakby był w zespole od lat. Szacunek, Eddy!

Overkill przebija się przez cały album Horrorscope na pierwszej płycie, a niemiecki tłum wpada w szał przy klasycznych utworach, takich jak „Coma”, „Thanx For Nothin'” i „New Machine”. Namiętny występ Blitza w zgubnej balladzie „Soulitude” zamykającej album, jest jednym z najważniejszych punktów całego show. Poziom energii pozostaje wysoki przez cały występ Feel The Fire na płycie 2. Krótkie, ale słodkie, napędzane punkiem thrashery, takie jak „Rotten To The Core”, „Hammerhead” i oczywiście „Overkill”, są entuzjastycznie przyjmowane. Zespół daje nawet niemieckiemu tłumowi „bonusowy utwór”, kończąc występ ich zwyczajowym przegrywaniem klasyka DOA/Subhumans „F**k You” – którego nie ma na Feel The Fire, ale po prostu nie będzie. być odpowiednim show Overkill, jeśli nie zagrali tego.

„Młot” z „Poczuj ogień”

Wideo…

Część wideo Live in Overhausen to również świetny zegarek. Ta profesjonalna, wielokamerowa produkcja często przeskakuje ze sceny na publiczność, dzięki czemu widzowie poczują się, jakby znaleźli się w samym środku tego machającego głowami tłumu, pokrytych potem i rozlanym piwem, śpiewających i pogujących. Jak zwykle inscenizacja Overkill jest prosta i na temat – nie ma eksplozji, ekranów wideo ani innych sztuczek, tylko tło z ich logo i maskotką z twarzą czaszki, „Chaly” – ale ich szalony pokaz świetlny jest imponująco krzykliwy i złowieszczy , skąpiąc scenę w mnóstwie krwawych czerwieni, nocnych błękitów i cmentarnych zieleni, aby nadać posiedzeniom charakterystyczny, niesamowity klimat horroru. Wideo zawiera przerwy między piosenkami w celu skomentowania koncertu i długiej historii Overkill przez samych członków zespołu, a także od dawnych przyjaciół i współpracowników, takich jak osobowość radiowa i telewizyjna Eddie Trunk i Thomas Kupfer z niemieckiego magazynu Rock Hard (jednego z wieczorów). sponsorów). Są nawet krótkie klipy z dawnych czasów, pokazujące młody zespół w studiu podczas nagrywania Horrorscope. (Podziwiaj widok masywnych, kędzierzawych włosów D.D. Verniego z wczesnych lat 90.!)

„Dzięki za nic” z „Horrorscope”

„Północ, ciemne niebo… Overkill nigdy nie umrze!”

Live In Overhausen to trzeci koncertowy album Overkill i może to być ich najlepszy z dotychczasowych. Nawet jeśli masz już ich poprzednie płyty koncertowe Wrecking Your Neck (1995) lub Wrecking Everything (2002), jest to godny zakup. Overkill wciąż jest jednym z najbardziej niezawodnych, konsekwentnych zespołów w dziedzinie thrashu, a na Live In Overhausen biorą zasłużone zwycięstwo okrążenia i zabierają nas do jazdy.

Recenzja płyty Overkill „Live in Overhausen”