Jądro ciemności Iron Maiden: „Współczynnik X”

Spisu treści:

Anonim

Jestem fanem i kolekcjonerem hard rocka i heavy metalu od wczesnych lat 80-tych. Jeśli ma dobry gitarowy riff i nastawienie, wchodzę w to.

Nie najpotężniejszy moment Maiden!

Wczesne lata 90. były trudnym okresem dla tradycyjnych zespołów heavy metalowych. Nawet potężna Iron Maiden, która przez większość poprzedniej dekady była godnym zaufania, ogromnym zespołem wypełniającym kopułę, zmagała się z falą „grunge”. Podczas gdy nijaki album No Prayer For the Dying z 1990 roku i Fear of the Dark z 1992 roku miały po kilka świetnych utworów, z pewnością było wrażenie, że Maiden „zadzwoniła” i utrzymywały się pogłoski o napięciu między wokalistą Brucem Dickinsonem a basistą/headerem. Dziewiczy Steve Harris.

Kiedy Dickinson odszedł w 1993 roku, aby rozpocząć karierę solową, młyn plotek wpadł w przesadę. Michael Kiske z niemieckiego Helloween był podobno gorącym kandydatem do zastąpienia Bruce'a, ale Maiden ogłosił, że ich nowy piosenkarz, Brit Bayley Alexander Cooke, znany również jako "Blaze Bayley". Wcześniejszy zespół Bayleya, Wolfsbane, wydał kilka albumów w amerykańskiej wytwórni Ricka Rubina Def, ale wokalista wciąż był stosunkowo nieznany poza jego rodzimą Wielką Brytanią. za „10” oczywiście), podczas gdy wierni wstrzymywali oddech zbiorowy.

"Człowiek na krawędzi"

Wydanie…

Kiedy The X Factor trafił do sklepów w październiku 1995 roku, fani od razu zauważyli, że to nie była zwykła Maiden, zanim jeszcze złamali folię termokurczliwą na swoich płytach. Zamiast zwykłej krzykliwej, kolorowej okładki w stylu komiksu, okładka The X Factor była ponurym, niepokojąco realistycznym przedstawieniem ukochanej maskotki Maiden, „Eddiego”, wypatroszonego przez złowrogie mechaniczne urządzenie. Uczucie ciemności i przeczucia przeniknęło resztę układu płyty, z Eddiem na krześle elektrycznym na tylnej okładce i przytłumionymi kolorami w całym tekście. Na żadnym ze zdjęć zespołu nikt się nie uśmiecha… nawet nowy chłopak Bayley. Ogólna atmosfera jest taka: „Kim są ci faceci i co zrobili z naszym zazwyczaj jowialnym Iron Maiden?”

Zmiana nastroju nie ograniczała się do opakowania albumu. Niezależnie od tego, czy była to odpowiedź na muzyczny klimat tamtych czasów, czy też ze względu na to, że Steve Harris przeszedł bałaganiarski rozwód i stracił ojca podczas nagrywania The X Factor, album pozostaje najbardziej ponurą, najbardziej przygnębiającą płytą w karierze Iron Maiden. Wielu słuchaczy uznało to za nieustanną mowę; Styl wokalny Bayleya z niższych rejestrów był całkowicie obcy pokoleniu fanów, którzy dorastali słuchając Bruce'a Dickinsona, znanego również jako „The Human Air Raid Siren”. Oburzenie zarówno fanów, jak i krytyków było szybkie… i dzikie.

"Władca much"

Reakcja…

Moja reakcja po pierwszym rzucie The X Factor brzmiała: „Co to za @#$% to gówno?” ale moja pozycja jako fanboy Maiden nie pozwoliła mi po prostu odrzucić albumu po jednym przesłuchaniu. Dałem jeszcze kilka prób w ciągu następnych kilku tygodni, mając nadzieję, że w końcu „kliknie”, ale w końcu się poddałem, sprzedałem płytę w sklepie z używanymi płytami CD i ruszyłem dalej. Wydawałoby się, że większość świata metalu zrobiła to samo. X Factor na krótko zaszczycił pierwszą dziesiątkę w ojczystej Wielkiej Brytanii Maiden, ale ledwo znalazł się na radarze w USA, debiutując na żałosnym miejscu 147 na liście Billboard Top 200. Żeby być uczciwym, amerykańskie wydanie albumu było obsługiwane przez mała niezależna wytwórnia CMC International, ale prawdopodobnie nie zrobiłoby to żadnej różnicy, gdyby miała poparcie głównych wytwórni, ponieważ wszyscy byli w tym czasie w trybie grunge. Kiedy przybyli do Ameryki na krótką trasę koncertową X Factor, Maiden został zarezerwowany raczej w klubach i małych teatrach niż w ogromnych salach koncertowych, do których byli przyzwyczajeni. Nadal robili przyzwoite interesy na żywo na innych terytoriach, zwłaszcza w Ameryce Południowej, ale trasa X Factor była nękana kilkoma odwołaniami z powodu częstych problemów z głosem Bayleya.

„Fortunes of War” na żywo w Brazylii, 1996

Ponowna ocena…

Nie zakochałem się w X Factor, kiedy wróciłem do niego – w rzeczywistości nadal plasuję go na dole stosu Maiden, ale nie nienawidziłem go tak bardzo, jak w 1995 roku. Być może wiedząc, że Bruce Dickinson jest z powrotem na miejscu kierowcy Maiden, co dało mi możliwość ponownej oceny epoki Blaze'a w bardziej dobroczynny sposób.

Głównym problemem, jaki mam z The X Factor, jest sucha produkcja i miks Steve'a Harrisa i Nigela Greena. Perkusja Nicko McBraina, bas Harrisa i wokal Bayleya przebijają się wystarczająco wyraźnie, ale gitary Dave'a Murraya i Janick Gers są zagrzebane w tle i konsekwentnie ciężko je usłyszeć przez cały album. Występy dookoła wydają się niepewne i pozbawione duszy, jakby potężna Dziewica była niepewna siebie po raz pierwszy w swojej karierze. Efektem końcowym byłby koszmarny scenariusz dla każdy zespół próbuje włamać się do nowego wokalisty!

11 minut plus „Sign of the Cross” to fatalny wybór na otwierający album utwór. Jego nieskończenie powolne tempo nadaje zły ton reszcie albumu. Uważam, że głos Bayleya lepiej pasuje do szybszych utworów, takich jak „Lord of the Flies” i wspaniały „Man on the Edge” (najlepsza piosenka jego kadencji w zespole). „Look For the Truth” trwa wieczność, a „Fortunes of War” to bzdura. Utwory z późnej rundy, takie jak ponury „2AM” i „Blood on the World's Hands”, pokazują, że Blaze jest w rzeczywistości całkiem potężną wokalistką. Po prostu nie brzmi jak piosenkarz Iron Maiden, jeśli to ma sens. "The Unbeliever" to kolejny imponujący występ Blaze'a, ale wtedy jest już za późno, bo to ostatni utwór na albumie.

Trasa „The X Factor” na żywo w Brazylii (1996)

Ostatnie słowo:

Choć przez lata od czasu wydania zyskał kult, myślę, że większość fanów nadal zgadza się, że The X Factor to album nieistotny, który tylko najbardziej obsesyjno-kompulsywni kolekcjonerzy/fanboys Maiden muszą posiadać. Do tej grupy chyba zaliczam mnie, bo już dwukrotnie zapłaciłem za album. (Haha!) Gdybym miał wybierać pomiędzy dwoma albumami Bayleya, wybrałbym Virtual XI z 1998 roku, który najwyraźniej jest niepopularnym wyborem w fandomie Maiden… ale to już inna historia na inny czas.

Uwagi

Jayson w dniu 04.12.2018 r.:

W pewnym sensie zrobiłem to samo z twoją ponowną oceną X Factor. Na początku mi się to nie podobało, ale teraz doceniam to za to, czym było… Dziewiczy album wydany w mrocznych czasach bez Bruce'a. Sign of the Cross bez wątpienia był dziwnym wyborem na zakończenie albumu (byłoby to świetnym wyborem na zakończenie albumu IMO), ale naprawdę mi się podobało, a Blood on the Worlds Hands i Man on the Edge to świetne kawałki. Lubię ten album bardziej niż No Prayer for the Dying.

Od Spinditty

Jimmy w dniu 04.12.2018 r.:

Gdzie w tym wszystkim był szeryf Huddersfield? Wędka zawsze miała dobrą kontrolę jakości.

CN 30 maja 2017 r.:

Ten album rozwija się powoli. Mam na myśli to, że zajęło mi około 20 lat, zanim wyrosło na mnie. Umieszczam go teraz solidnie w środkowej trzeciej części mojego rankingu katalogu Maiden.

Jeff Rutter 16 czerwca 2015 r.:

Tak, nazywaliśmy się Imperium.

Keith Abt (autor) z The Garden State 15 czerwca 2015 r.:

Cześć Jeff…zespół hołdujący Queensryche? Fajne! Dzięki za zatrzymanie się.

Jeff Rutter 15 czerwca 2015 r.:

W połowie lat 90. grałem w tribute bandzie z Queensryche z Ohio i grałem w Birch Hill Night Club. Myślałem, że to bardzo fajne miejsce. Po prostu to wyrzucam, lol.

Ale kilka miesięcy temu widziałem The Foundry (w skład którego wchodzili znacznie starszy i łysy Blaze Bayley, Rick Plester, John Moyer z Disturbed i nieżyjący już wielki AJ Pero na 2 tygodnie przed jego śmiercią), kiedy grali w Tim Ripper Owens „Ripper's”. Rock House” w Akron.

Pod koniec wieczoru złapałem jedną z ich setlist i kazałem im ją dla mnie podpisać. Niektóre z tytułów piosenek, które widziałem na liście, były mi nieznane, dopóki nie wróciłem do domu i nie wygooglowałem występu Blaze z Maiden, a potem zdałem sobie sprawę, że to utwory z albumów X Factor i Virtual XI.

Straciłem zainteresowanie Maiden po Somewhere In Time i nawet z tym albumem na początku ciężko było mi go zdławić, ale wyrosło na mnie. Moją obroną w tej kwestii było to, jak możesz śledzić album taki jak Powerslave z czymś takim jak S.I.T?

Myślę, że największą rzeczą, która zniechęciła mnie do Maiden po Somewhere, było nie tylko nadużywanie rytmicznej harmonii gitar w prawie każdej piosence, ale także spójna struktura linii basu pod tymi harmoniami. Steve Harris to absolutne gówno na basie, ale bas E-C-D grany pod tymi harmoniami po prostu się starzeje. Ale moja miłość do wczesnego Maiden nie ustała, lol. Przepraszam, jeśli to sprawia, że ​​jestem trochę sprzeczny.

Keith Abt (autor) z The Garden State w dniu 06 marca 2015:

Cześć Chris - dzięki za komentarz… Myślę, że początkowa niechęć wielu fanów do The X Factor ostygła wraz z czasem przejścia, moja z pewnością tak. Nie należy do moich ulubionych Maiden wszech czasów, ale w dzisiejszych czasach daję mu sporadyczne spiny.

Chris 6 marca 2015 r.:

Miałem około 13 lat i byłem wielkim fanem Maiden (tak jak nadal jestem), kiedy wyszedł X Factor. Oczywiście kupiłem go w dniu premiery i chociaż nigdy nie czułem wstrętu, który opisujesz, nie podobał mi się. Słuchałem tego sporo, bo hej, to był Maiden, ale po kilku miesiącach płyta (miałem ją na winylowym obrazku) wróciła do okładki i tyle. Minęło kilka lat, Bruce dołączył i życie znów stało się różowe.

To było prawdopodobnie około 2005 roku, zanim ponownie przesłuchałem X Factor i po ponownej ocenie stwierdziłem, że to cholernie dobry album, za którym stoję do dziś. Słucham tego teraz, jak to się dzieje. Oczywiście są na nich rzeczy, które nie są takie wspaniałe i Bóg wie, że to nie Powerslave, ale kto powiedział, że tak musi być? Błędem, który ja i bądźmy szczerzy popełnili większość metalowego bractwa, było ocenianie albumu w kontekście Bruce'a Dickinsona i tradycyjnego brzmienia Maiden, i po prostu nie byłem w stanie przejrzeć faktu, że to nie są te rzeczy. . Zajęło to dekadę i więcej, ale myślę, że ludzie są bardziej skłonni do oceniania tego, czym jest, cholernie dobrym albumem, i cieszę się, że rośnie liczba ludzi, którzy myślą podobnie.

Na marginesie, zwłaszcza facetowi, który mówi, że Blaze nie umie śpiewać, on cholernie potrafi! Widziałem go grającego na żywo w małym pubie w Anglii i jest fantastyczny, a do tego cholernie miły facet. Bruce jest moim bohaterem, ale to nie jest konkurs, możesz polubić oba!

Keith Abt (autor) z The Garden State 18 lutego 2014 r.:

Lata 90. były mrocznym czasem dla Iron Maiden i ogólnie dla metalu.

Anna Przystań ze Szkocji 18 lutego 2014 r.:

Odkrywanie mrocznej przeszłości… Ciekawe.

Keith Abt (autor) z The Garden State z 17 lutego 2014 r.:

Haha, cholera. Powiedz nam, jak NAPRAWDĘ się czujesz, Shawn!!

Shawn Dudley z Los Angeles w Kalifornii w dniu 17 lutego 2014 r.:

Blaze jest po prostu okropnym wokalistą, że w jakiś sposób udało mu się utrzymać karierę solową, tylko mnie zbija z tropu. Paul DiAnno to pieprzony Freddie Mercury w porównaniu do Blazing Shits.

Keith Abt (autor) z The Garden State z 17 lutego 2014 r.:

Hej Witchfinder… więc innymi słowy, nie będziesz ubiegać się o członkostwo w Towarzystwie Uznania Blaze Bayley? Ha ha

Poszukiwacz czarownic 17 lutego 2014:

Tak jak ty, kiedy otworzyłem ten album i włożyłem go do mojego odtwarzacza CD, byłem chory. Co to za gówno?! - była moja pierwsza myśl. Próbowałem go polubić, ale bezskutecznie i sprzedałem go kilka miesięcy później. Od tego czasu nie dodałem do swojej kolekcji, ale mogę, jeśli uznam to za tanie. Blaze był strasznym wyborem dla komunikatorów internetowych. Co myśleli o tym wyborze? Zaskakujący. Z jakiegoś powodu nadal mam Virtual XI – myślę, że znalazłem go lata temu – ale jest tak samo zły jak The X Factor. Blechh…

Keith Abt (autor) z The Garden State z 17 lutego 2014 r.:

Hej Wolność – jak powiedziałem, nawet to, że Bruce zaśpiewał „Sign of the Cross” nie zachowało tego dla mnie… jak to się mówi, „nie możesz polerować gówna”. Ha ha

WolnośćMetal z Somewhere In Time z 17 lutego 2014 r.:

Muszę też się z tobą nie zgodzić w Sign Of The Cross…… Nie podobało mi się to, dopóki nie obejrzałem tego z Brucem i Adrianem Smithami w Rock In Rio. Myślę, że zarówno wokal Bruce'a, jak i gitara Adriana bardzo wzbogacają piosenkę.

Jeśli chodzi o album, to pamiętam, jak widziałem go w sklepie z płytami przy „budce odsłuchowej” – wyraźnie pamiętam zakładanie słuchawek, słuchanie i wyjście ze sklepu bez kupowania albumu. Teraz podobają mi się zawarte na nim piosenki, ale Blaze w 100% się mylił z Maiden. Jak wspomniano, drugą kwestią była produkcja. Jeśli odtworzysz SOTC w wersjach X i Rock In Rio jeden po drugim, wersja albumowa brzmi jak demo i wydaje się pozbawiona życia.

W tym momencie Maiden była wyraźnie martwa w wodzie w USA, grając w małych klubach. Nawet w Europie grali tylko w małych i średnich teatrach. Podczas gdy w latach No Prayer i FOTD wciąż sprzedawali areny i festiwale jako headliner.

Zgadzam się, że teraz łatwiej jest spojrzeć wstecz na lata Blaze'a, kiedy Maiden są większe niż podczas pierwszego pobytu Bruce'a za mikrofonem. Teraz mogę spojrzeć wstecz i powiedzieć, że na obu tych albumach jest kilka dobrych piosenek…. w tamtym czasie nie kupiłem żadnego z tych albumów i nie odebrałem ich dopiero jakiś czas po wydaniu A Matter Of Life & Death.

Keith Abt (autor) z The Garden State z 17 lutego 2014 r.:

Cześć Shawn -

CMC International była zdecydowanie wytwórnią „była”, ale to było dla mnie OK, ponieważ dali do domu wielu moich ulubionych z lat 80. po tym, jak główne firmy zaczęły je wszystkie wyrzucać (Maiden, Judas Priest, Overkill, Accept, KIX itp.)… ha ha

Co do „Znaku Krzyża”, wiem, że wielu fanów go kopie, ale zawsze mnie to nudzi, haha. Nawet kiedy usłyszałem, jak Bruce D. śpiewa to na żywo (podczas trasy Brave New World), prawie zatrzymało to zestaw. Jest zbyt długi, zbyt przeciągnięty, zbyt… zbyt… zzzzzzzzzzzzzzzzz.

Dzięki, że wpadłeś jak zawsze.

Shawn Dudley z Los Angeles w Kalifornii w dniu 17 lutego 2014 r.:

Mój najlepszy przyjaciel i ja nazwaliśmy CMC International w połowie lat 90. „metalową wytwórnią over-the-hill”. Wyglądało na to, że każdy metalowy zespół z lat 80., który poniósł stratę jednego z głównych członków zespołu, wydawał niskobudżetowe albumy na CMC dla w dużej mierze bezinteresownej populacji.

Mieszkałem w Seattle, kiedy ukazał się ten album, Maiden skończyło się graniem w tym malutkim klubie na 500 osób, w którym rok wcześniej widziałem Forced Entry. Potężni zdecydowanie upadli.

Nigdy nie byłem w stanie przesłuchać tego albumu do końca, znalazłem wersje niektórych z tych piosenek z epoki Blaze, w których śpiewa Bruce i to wszystko, czego kiedykolwiek potrzebuję lub chcę od tej epoki.

Jedyne, z czym się nie zgadzam, to Sign Of The Cross, myślę, że to jedna z lepszych piosenek Maiden z całej dekady. Po raz pierwszy usłyszałem to na koncertowym DVD Rock In Rio i chociaż początek piosenki nie powala mnie, ale instrumentalna część środkowa zdecydowanie tak jest, myślę, że to jedna z ich najlepszych faux-progowych piosenek.

Jądro ciemności Iron Maiden: „Współczynnik X”