15 albumów Emo z połowy 2000 roku, które wciąż się trzymają

Spisu treści:

Anonim

Nazywam się Caleb Luther i od 2011 roku recenzuję filmy, muzykę i telewizję w Internecie.

Bayside - Chodzący ranni (2007)

Bayside był zespołem, w którym byłem absolutnie zakochany w liceum. Ich pierwsze dwa albumy, Sirens and Condolences i Bayside, wypełnione są po brzegi tekstami pełnymi nienawiści do siebie i ponurymi melodiami gitar. Na swoim trzecim albumie Bayside znacznie przyspieszyło swoją grę, ewoluując dzięki złożonym strukturom utworów i bardziej prowokującym do myślenia treściom tekstowym.

The Walking Wounded czuje się jak zespół prosperujący u szczytu kreatywności, nie dbający o to, czy komuś się to podoba, czy nie. Na szczęście jest to nadal w dużej mierze uważane za najlepsze dotychczasowe dzieło zespołu. Mimo że wciąż ma spory udział w tekstach pełnych nienawiści do samego siebie, The Walking Wounded porusza również takie tematy, jak nadużywanie alkoholu, religia i uczciwość artystyczna.

Poza tekstami nowych terytoriów, Bayside wtapia się także w orkiestrowe fragmenty w utworach takich jak „The Walking Wounded”, „Head On A Plate” i „Dear Your Holyness”. Nie tylko to, ale zawiera również moją ulubioną piosenkę, którą zespół kiedykolwiek wyprodukował, „(Pop)Ular Science”. Ostatecznie The Walking Wounded jest arcydziełem Bayside'a, któremu wciąż nie udało się dorównać.

Circa przetrwać - na odejście (2007)

Z wyjątkiem może jednego innego zespołu, Circa Survive prawdopodobnie miał najbardziej spójną karierę ze wszystkich zespołów wymienionych w tym artykule. Wszystkie sześć ich albumów było albo dobrych, albo świetnych, co oznacza, że ​​ich brzmienie prawdopodobnie utrzymało to, co najlepsze ze wszystkich zespołów emo z połowy 2000 roku.

Na swoim drugim wydawnictwie, On Letting Go, zespół wziął wszystko, co dobre z pierwszego wydawnictwa i pomnożył je przez około 20. Już mając bardzo wyraźne brzmienie z wpływami rocka progresywnego, Circa Survive pozwoliło, aby ich kreatywne soki płynęły przez On Letting Go do ekscytującego i emocjonalne wyżyny.

Unikalny styl wokalisty Anthony'ego Greena uwydatnia przestrzenne elementy muzyki, jednocześnie dodając potężną szczerość. Na albumie nie brakuje również prowokujących do myślenia tematów, biorąc pod uwagę, że ich debiutancki album, Juturna, był luźno oparty na oszałamiającym filmie Eternal Sunshine of the Spotless Mind.

Piosenki takie jak „In the Morning and Amazing…”, „Mandala” i „Semi Constructive Criticism” są zalewane złożoną intensywnością, podczas gdy inne utwory, takie jak „Kicking Your Crosses Down”, „On Letting Go” i „Your Friends Are Gone” jest bardziej oczyszczający i spokojny, przez co album wydaje się czasami emocjonalnym rollercoasterem. Circa Survive zarabia na życie, robiąc albumy, które nie różnią się od siebie aż tak bardzo, ale po co próbować naprawiać coś, skoro jest tak wyraźnie nie zepsute?

Kursywa - Brzydkie organy (2003)

The Ugly Organ wydane przez Cursive jest bezsprzecznie najlepszym albumem, który tutaj prezentowaliśmy. Przypadkowo, oni też są tutaj moim ulubionym zespołem. Właściwie wolę ich album z 2006 roku, Happy Hollow, ale dla mnie to absolutnie nie jest album emo. The Ugly Organ był ich ostatnim albumem, który naprawdę miał wrażenie, że może wślizgnąć się do gatunku emo.

Mając to na uwadze, Cursive nigdy tak naprawdę nie pasowało do żadnego z innych zespołów tego gatunku z tamtych czasów, bardziej pasując do indie rockowej i noise rockowej publiczności. Przed wydaniem tego albumu Cursive zrobiło karierę tworząc pełne emocji albumy, konsekwentnie nosząc serca na rękawach, jednocześnie dostarczając unikatowo skonstruowane rockowe piosenki. Z The Ugly Organ postanowili stworzyć coś bardziej klimatycznego i tematycznego.

Na całej płycie panuje ponure i niespokojne uczucie, czasami w estetyce gotyckiej dzięki dodaniu wiolonczelistki Gretty Cohn. To tak, jakby zespół miał pełną kontrolę nad kreatywnością i robił z nim absolutne cuda. W piosence „A Gentleman Caller” noise rock zajmuje centralne miejsce, a na końcu dochodzi do pięknego i wzruszającego rozwiązania. Inne piosenki, takie jak "Butcher the Song" i "Bloody Murderer", potrafią znaleźć równowagę między niepokojącymi a chwytliwymi, łącząc w genialny sposób hałaśliwe gitary i wiolonczelę.

Wokalista Timowi Kasherowi udaje się nawet skutecznie wykorzystać autodeprecjonujące teksty, zwłaszcza w głównym singlu „Art is Hard”. Bliżej albumu, „Staying Alive”, to potężna antysamobójcza piosenka, która kończy się prawie sześciominutową pętlą powtarzającą wers „Najgorsze już się skończyło”. W 2015 roku miałem szczęście obejrzeć cały album na żywo i skłamałbym, gdybym powiedział, że trochę łez się nie wylało. Jeśli jesteś nowy w Cursive, gorąco polecam każdy wydany przez nich album.

Wybacz Durden - Kraina Czarów (2006)

Mimo że byli w tej samej wytwórni, co Fall Out Boy i Panic! na Disco Forgive Durden nigdy tak naprawdę nie zdołał przebić się do mainstreamu. Jest to jednak częściowo zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że ich debiutancki album Wonderland to album koncepcyjny, który dosłownie odmawia trzymania się jakiejkolwiek formuły.

W liceum byłem prawie pewien, że byłem jedynym dzieciakiem, który słuchał tego zespołu. Ich ekscytujące struktury piosenek zmieszane z drobiazgową muzykalnością przykuły moją uwagę niemal natychmiast. Dla Forgive Durden po prostu całkowicie zmienili swoją piosenkę w połowie jej trwania, całkowicie zmieniając nastrój.

Album zaczyna się ciężką od basu piosenką „Ants”, która doskonale nadaje ton teatralnemu doświadczeniu, które ma nastąpić. „The Great Affair Is to Move” i „For A Dreamer, Night to jedyna pora dnia” pozwalają wydobyć jak najwięcej z zespołu, posiadając popowe elementy, ale nigdy nie brakuje im artystycznej integralności, która czyniła je tak wyjątkowymi od samego początku.

Album ma też czasami dyskretną słodycz, zwłaszcza w "A Dead Person Breathed on Me!" i „Mam wściekłą czarownicę na mnie i możesz mieć kłopoty”. Forgive Durden wydali po tym jeszcze tylko jeden album i podwoili swoją artystyczną integralność, wydając pełnowymiarowy musical w Razia's Shadow: A Musical. Chociaż wolę Krainę Czarów, nadal gorąco polecam Cień Razii, ponieważ dosłownie nic takiego nie ma.

Jimmy jedzą świat - kontrakty terminowe (2004)

Jimmy Eat World odegrał ważną rolę we wprowadzeniu emo do mainstreamu, zwłaszcza dzięki wydaniu z 2001 roku, Bleed American, ale to ich album Futures naprawdę wywarł wpływ na moje życie. Zabawne jest to, że oba te albumy kupiłem prawie w tym samym czasie.

Chociaż zdałem sobie sprawę, że Bleed American miał do niego bardziej bezpośredni wpływ, Futures zawsze wydawał się bardziej złożony i znaczący. Pod wieloma względami ma znacznie więcej wspólnego z przełomowym albumem Clarity z 1999 roku, który jest powszechnie znany jako jeden z najlepszych albumów emo wszech czasów.

Mam bardzo nostalgiczne wspomnienia płakania do tego albumu w dziewiątej klasie. Byłem całkiem nowy w świecie emo iw tamtym czasie Jimmy Eat World był dla mnie szczytem emocjonalnej muzyki. Album zawiera wspaniałe i godne śpiewania refreny, zwłaszcza w utworach takich jak „Futures”, „Work” i „Kill”. Są też dwie najcięższe piosenki, jakie zespół kiedykolwiek wyprodukował, w „Just Tonight…” i „Nothingwrong”.

Jednak dla mnie najlepsze momenty albumu przychodzą na sam koniec wraz z dwoma ostatnimi utworami, „Night Drive” i „23”. "Night Drive" jest z pewnością jedną z najbardziej wyjątkowych piosenek, jakie zespół kiedykolwiek stworzył, skupiając się na atmosferze i intymności, aby stworzyć subtelnie mroczne i relaksujące słuchanie. W "23" zespół wychodzi na całość muzycznie, dostarczając albumowi wspaniałego i emocjonalnego zakończenia.

To kolejny album, na który miałem szczęście wziąć udział w rocznicowej trasie i był absolutnie magiczny. Czasami wciąż łapię się na słuchaniu Futures i przenoszeniu się z powrotem do tego, jak się czułem w wieku 14 i 15 lat.

Ścieżka dźwiękowa do Motion City - Zapamiętaj to (2005)

Jako osoba dorosła, Commit This to Memory jest prawdopodobnie albumem, do którego wracam najczęściej ze wszystkich opisanych tutaj albumów. Ciężko to wytłumaczyć, ale jako dorosły wydaje się to zupełnie inne. Czasem autoironiczne teksty doskonale komponują się z skądinąd optymistycznie brzmiącą muzyką.

Jako całość, Motion City Soundtrack świetnie sobie radzi, będąc stosunkowo sarkastycznym, nie tracąc przy tym powiązań. Na Commit This to Memory osiągnęli swój sukces jako zespół, tworząc na czasie i niezwykle przyjemny album, który nadal udaje się mocno uderzyć 15 lat później. Dla mnie tak powinien brzmieć idealny pop punk.

W otwierającym "Attractive Today" zespół buduje swoją zabawną postawę za pomocą wiodącego syntezatora, który dominuje przez cały album. Najbardziej oczyszczająca piosenka na albumie, „L.G. Fuad”, opowiada o desperackim pragnieniu dopasowania się, ale pozwalaniu, aby twoja społeczna niezręczność i alkoholizm stały na drodze od prawdziwego dążenia do jakiegokolwiek szczęścia.

Uzależnienie jest również omówione w głównym singlu „Everything is Alright”, z tekstem: „Kiedyś polegałem na samoleczeniu. Myślę, że nadal to robię od czasu do czasu”. Wokalista Justin Pierre konsekwentnie zaprasza słuchacza w głąb swojego umysłu, niezależnie od tego, jak czasami może być brzydko i niekomfortowo.

Jako ktoś, kto jest również nieco niezręczny społecznie, „Razem zadzwonimy w Nowy Rok” gra dla mnie jak hymn w sytuacjach, w których absolutnie nie chcę być. Commit This to Memory jest ostatecznie niezwykle osobistym albumem to nigdy nie jest zbyt ponure dzięki zabawnej i pomysłowej muzyce.

Ratuje dzień - w zadumie (2003)

In Reverie to album, który prawie się skończył Saves the Day. Stylistycznie było to poważne odejście od poprzedniego brzmienia zespołu i stosunkowo trudno było go nadawać na antenie. Krótko po wydaniu albumu ich wytwórnia, Dreamwork Records, została wchłonięta przez Interscope Records i zespół został usunięty.

Powodem, dla którego mówię to wszystko, jest to, że uważam, że In Reverie jest w rzeczywistości największym albumem Saves the Day, który okazał się ogromny. Wokal wokalisty Chrisa Conleya zmienił się drastycznie w porównaniu z poprzednim albumem, Stay What You Are, przyjmując bardziej zrelaksowaną technikę wokalną niż często intensywne wokale, które zostały ustalone wcześniej.

Dla mnie idealnie pasuje do bardziej zniuansowanej muzyki i tekstur dźwiękowych w produkcji. Muzycznie In Reverie ma więcej wspólnego z albumem Steely Dan niż z podręcznikowym albumem emo ze swojej epoki. Położono większy nacisk na złożone struktury akordów, podczas gdy bas dość często dominował w miksie.

Piosenki takie jak „In Reverie” i „Driving in the Dark” są wyluzowane i przyjemne, wykorzystując nowe podejście zespołu do pisania piosenek. Nie znaczy to, że nie ma co najmniej kilku intensywnych utworów. Mając niecałe dwie minuty, zarówno „Morning in the Moonlight”, jak i „Where Are You” wykorzystują podstawową podstawę swojej wcześniejszej pracy, jednocześnie subtelnie dodając do nich bardziej wyrafinowane cechy.

Trochę wstyd mi powiedzieć, że zajęło mi prawie sześć lat od wydania albumu, aby go w pełni docenić. Pochodzi od kogoś, kto słuchał ich kolejnego albumu, Sound the Alarm, przez całe liceum. Do dziś In Reverie jest pierwszym albumem, który przychodzi mi do głowy, gdy ktoś wspomina o Saves the Day.

Czwartek - Miasto podzielone światłem (2006)

A City by the Light Divided by Thursday to piękna mroczna i śmiała twórcza przeszkoda dla zespołu. Czwartek zajął się surowszą produkcją, ustanawiając nieco mur dźwiękowej estetyki. Chociaż z pewnością nie ignoruje ich post-hardcore'owych cech, czwartek znalazł idealne zastosowanie dla większej liczby efektów gitarowych, aby dodać tekstury do ogólnej ciężkości w ich muzyce. Podobnie jak w przypadku Saves the Day, uważam, że czwartek stracił wielu fanów dzięki A City by the Light Divided. Ale tracąc fanów, zdobyli też mnóstwo nowych, takich jak ja.

Kupiłem ten album po usłyszeniu elektryzującego singla „Counting 5-4-3-2-1”, ale nawet mnie zaskoczyły miejsca, do których ten album dotarł. Klimatycznie mroczny „Sugar in the Sacrament” wydaje się być zdesperowany i ponury, rozgałęziając się do eksplodującego zakończenia, podczas gdy powtarzany jest tekst „To wszystko, co kiedykolwiek wiedzieliśmy o Bogu. Walcz ze mną. Pozwól, że cię dotknę”. Nawet w najbardziej oldschoolowo brzmiącej piosence na albumie, „At This Velocity”, Thursday wciąż zawiera nowe triki produkcyjne, aby nadać jej zupełnie nowy charakter.

Naprawdę doceniam też to, jak w czwartek zmierzył się z wieloma gatunkami, zwłaszcza w post-rockowej piosence, takiej jak „Running from the Rain”, która po prostu emanuje wpływem U2. Wiem, że to kontrowersyjna opinia, ale tak naprawdę wolę drugą połowę czwartkowej kariery od pierwszej. Jako ktoś, kto kocha zasadniczo wszystko, co związane z butami, bardziej nastrojowe brzmienie czwartku uderza we mnie mocniej.

Mój ulubiony ich album, No Devolución, w jeszcze większym stopniu eksploruje elementy A City by the Light Divided. Jeśli zaniedbałeś część późniejszej pracy w czwartek, gorąco polecam wrócić i dać jej kolejną szansę, ponieważ jest absolutnie wspaniała.

15 albumów Emo z połowy 2000 roku, które wciąż się trzymają