Wywiad z brytyjskim artystą retrowave pomylony z robotami

Spisu treści:

Anonim

Karl jest długoletnim freelancerem, który pasjonuje się muzyką, sztuką i pisaniem.

Mistaken for Robots (Nicky Cotter) to brytyjski artysta retro/chillwave, którego pociąga ciepło muzyki opartej na analogowych syntezatorach. Stara się wywoływać uczucie nostalgii i poprzez tę nostalgię tworzyć emocjonalne połączenia z muzyką. Rozmawiałem z nim o jego muzycznym pochodzeniu, procesie twórczym i tym, jak ładuje swoje twórcze baterie.

Nicky Cotter: Muzyka zawsze była ogromną częścią mojego życia. Niektóre z moich najwcześniejszych wspomnień to przelewanie kolekcji płyt moich rodziców i ciągłe słuchanie pewnych piosenek. Zawsze fascynowały mnie dźwięki niektórych płyt, zaangażowane instrumenty i to, co można zrobić w studiu nagraniowym.

Piszę i nagrywam muzykę od nastoletnich lat. Zacząłem grać na gitarze w wieku 12 lat i zacząłem mieć obsesję na punkcie tego instrumentu. Spędziłem prawie cały swój wolny czas jako nastolatek ćwicząc grę na gitarze. Poza tym nagrywałem swoją grę na hi-fi mojego rodzica i w końcu, gdy byłem nastolatkiem, uzyskałem dostęp do czterościeżkowego magnetofonu i to mnie oszołomiło. Możliwości łączenia torów i podskakiwania razem zafascynowały mnie. W późnych latach nastoletnich, dzięki pożyczce studenckiej, udało mi się zdobyć własne 8 utworów (nadal taśmę) i od tego momentu zawsze miałem do dyspozycji jakieś studio do tworzenia muzyki. Przez lata go rozwijałem i dodawałem do niego sprzęt.

NC: Podczas gdy moim głównym instrumentem zawsze była gitara, moje najwcześniejsze doświadczenia związane z kupowaniem i słuchaniem muzyki związane są z synth popem lat 80-tych, który w dużej mierze nie jest gitarowy. W moje siódme urodziny dostałem albumy Howarda Jonesa i Nik Kershaw do mojego nowego osobistego zestawu stereo. Od tego momentu zaczęła się moja miłość do syntezatorów. Moje nastoletnie lata zdominowała muzyka rockowa, a przede wszystkim scenę grunge i metal z lat 90.

Jednak we wczesnych latach dwudziestych zacząłem dryfować w kierunku muzyki elektronicznej i zacząłem bardzo żywo interesować się muzyką WARP Records. Zacząłem też lubić bardziej mainstreamową muzykę taneczną. To przywróciło mi kontakt z syntezatorami i przypomniało mi miłe wspomnienia z muzyki lat 80-tych. Mniej więcej w tym samym czasie mój kuzyn pożyczył mi swojego Rolanda XP-50. To był pierwszy raz, kiedy miałem w rękach „prawdziwy” syntezator. Byłem zdumiony mocą dźwięków, padów i tekstur, które mógł stworzyć, a także emocjonalnym efektem, jaki na mnie wywarł. Od tego momentu byłem uzależniony.

Wokalista i klawiszowiec zespołu, w którym wówczas byłem, miał kilka starych analogowych syntezatorów i przez kilka miesięcy podtrzymywał mi swojego MultiMooga. To sprawiło, że doceniłem ciepło sprzętu analogowego i klimat „retro”, jaki można z niego uzyskać.

Emocje i uczucie nostalgii, które czerpałem z tych syntezatorów, a także z regularnego słuchania artystów elektronicznych w stylu retro, a nawet pionierów oryginalnego syntezatora z lat 70. i 80., skłoniły mnie do tworzenia muzyki, którą robię. Zawsze staram się tworzyć muzykę, która wywołuje silne emocje związane z nostalgią i, jak dla mnie, łączy w sposób, którego nie potrafią inne utwory.

Od Spinditty

NC: Boards of Canada były ogromną inspiracją. Od lat jestem fanem. Byli pierwszymi artystami, którzy naprawdę pokazali mi, jak daleko można posunąć się w stylu retro/analogowym i jak głębokie może być jego oddziaływanie. Wszystkie dotyczą subtelności, a ich muzyka bardzo mocno współbrzmi ze mną. Ich zdolność do wywoływania tęsknych uczuć nostalgii i głębokiego łączenia się poprzez muzykę jest niezrównana. Inspiruje mnie Aphex Twin ze względu na jego atmosferę, wrażliwość na otoczenie i kreatywne wykorzystanie sprzętu. Muzyka Cocteau Twins towarzyszyła mi od zawsze w moim dorosłym życiu. Stworzyli niesamowitą atmosferę i piękne dźwięki pełne smaku lat 80-tych. Howard Jones, Nik Kershaw, Jan Hammer, Keith Emerson i Gary Numan zainspirowali mnie swoją pionierską pracą na syntezatorach. Producenci Daniel Lanois i Brian Eno są również ogromnym źródłem inspiracji od strony technicznej.

NC: Często zaczyna się od dźwięku, który wywoła reakcję łańcuchową pomysłów, które mogą, ale nie muszą, stać się gotowym utworem. Czasami może to być obraz, który wywołuje uczucie lub wywołuje wspomnienie, które następnie staram się opisać muzyką. Na każdy utwór, który skończyłem, było prawdopodobnie około dziesięciu rozpoczętych, ale w pewnym momencie przerwanych. Bardzo łatwo nudzę się utworami, a jeśli stracę zainteresowanie, zabieram je do kosza. Mam nadzieję, że oznacza to, że te utwory, które dobiegną końca, będą miały w sobie coś niezaprzeczalnego, coś specjalnego, co zainspirowało mnie na początku i co trwa i nadal pozostaje na końcu procesu.

Jedną z kluczowych części procesu, na końcu, jest wiedza, kiedy przestać. Wiedza, kiedy coś jest „zrobione”. W tworzeniu utworu muzycznego, czy jakiejkolwiek sztuki w tym zakresie, pojawią się wyraźne punkty kulminacyjne. Bardzo ważne jest, aby zatrzymać się na haju. Pokusa, aby kontynuować dodawanie utworów, więcej szczegółów, więcej dźwięków, jest zawsze silna, ale często może osłabić energię lub czystość. Kluczem jest zidentyfikowanie punktu, w którym całość jest większa niż suma części i zatrzymanie się tam.

NC: Kilka utworów jest obecnie na ukończeniu, które mam nadzieję wydam w ciągu najbliższych kilku miesięcy.

NC: Bardzo chciałbym skomponować muzykę do telewizji lub filmu. Myślę, że to byłaby świetna zabawa. Ciekawi mnie również wykonanie mojego materiału na żywo. Naprawdę spodobałoby mi się to wyzwanie.

NC: Wymuszona abstynencja od grania muzyki lub przebywania w studiu. W intensywnym życiu z dala od muzyki znalezienie czasu na tworzenie może być trudne. Uważam, że powrót do studia po długiej przerwie sprawia, że ​​wszystko wydaje się świeże. Nic nie jest nieświeże i jestem bardziej głodny niż kiedykolwiek, aby tworzyć muzykę. Ten stan psychiczny zawsze przynosił dobre rezultaty.

Myślę, że zmuszanie się do tworzenia, zmuszanie się do bycia w studiu w każdej wolnej chwili i zabicie całego procesu na śmierć powoduje tylko blokadę pisarstwa, zdrętwienie uszu, frustrację i zagubienie w pracy. Wiedz, kiedy odejść! Wiedz, kiedy zrobić sobie przerwę. Uważam, że najważniejszą częścią każdego przedsięwzięcia artystycznego jest proces twórczy i miejsce, do którego udaje się mentalnie, kiedy coś tworzysz. To część, która leczy i odżywia duszę. To jest naprawdę zabawne. Wynik końcowy jest znacznie mniej ważny. Jeśli jednak innym podobają się wyniki Twojego procesu, to fantastyczna premia!

Wywiad z brytyjskim artystą retrowave pomylony z robotami