Wywiad z kanadyjskim twórcą muzyki elektronicznej Alyag

Spisu treści:

Anonim

Karl jest długoletnim freelancerem, który pasjonuje się muzyką, sztuką i pisaniem.

Alyag (Alexandre Popravko) to artysta muzyki elektronicznej z Calgary w Albercie. Jego muzyka to coś, co nazywa „electro-psy-funk-blues-disco-synth-metal”. Jego brzmienie jest bogato warstwowe i zabiera słuchaczy w dźwiękową podróż. Rozmawiałem z nim o jego pasji do muzyki, procesie twórczym i o tym, jak inspiruje go do tworzenia muzyki.

Wywiad z Alyag

Alexandre Popravko: Chociaż z pewnością trudno jest dokładnie określić, kiedy dążenie do wydawania miodopłynnych (choć czasem złych) dźwięków początkowo zatopiło swoje szpony w każdym włóknie mojej istoty, z pewnością jest kilka kluczowych momentów w moim życiu, w których mogę Poszukaj oczywistych symptomów wrodzonego i dobrego samopoczucia pragnienia zwrócenia się do produkcji muzycznej jako mojego podstawowego środka wyrażania siebie.

Wyraźnie pamiętam, jak uporczywie podrabiałem starą akustykę z nylonowymi strunami mojego taty jako hałaśliwy maluch; uczucie skrajnego twardziela, które ogarnęło mnie, gdy wkrótce potem po raz pierwszy usłyszałem napędzający riff Pieniądze na nic Dire Straits; słysząc, jak jakiś dzieciak gra z tyłu mojego szkolnego autobusu w gimnazjum wersję Layli bez prądu i myślę sobie: „Cholera jasna, MUSZĘ nauczyć się grać na gitarze” – częściowo dlatego, że trzynastoletni Alex chciał zaimponować kobietom, prezentując się jako nieco zbuntowany i beznadziejny romantyczny trubadur, ale jeszcze bardziej ze względu na to, jak bardzo satysfakcjonujące było próbowanie odtworzenia ulubionych riffów zespołów hard rocka (a później skandynawskiego melodeath metalu), które tworzyły moje nastoletnie muzyczne obsesje.

Dorastałem także przy muzyce elektronicznej i moje uznanie dla niej zdecydowanie ewoluowało równolegle z surowym uwielbieniem dla ciężkiego, napędzanego gitarą riffu, więc nawet na początku mojej pracy przy produkcji próbowałem spróbować połączyć te dwa elementy. Im głębiej brnąłem w te wody, tym bardziej się zanurzałem i odczuwałem głód - odkrywania więcej, odkrywania warstw, inżynierii wstecznej i ponownego składania elementów, które kochałem najbardziej w moją własną, niestandardową kombinację… stale rośnie. Ostatecznie jednak sprowadza się to do tego, że muzyka zawsze była moim największym sprzymierzeńcem poprzez dobre, złe i brzydkie; jako szybująca ścieżka dźwiękowa do chwil ogromnych triumfów i musującej błogości; moja osobista przestrzeń wentylacyjna, kiedy dosłownie krzyczałam w najciemniejszą noc; i, tak, zdecydowanie pretekst do bicia przed bandą nieznajomych. Im bardziej to utrwalam, tym bardziej czuję, że oddaję wszystko, co mi podarowałem, wiesz?

AP: Moje podejście do muzyki, zwłaszcza pod pseudonimem Alyag, to nieskrępowany eklektyzm. Zamiast próbować zamykać się w jakimkolwiek konkretnym gatunku, postaram się połączyć jak najwięcej moich ulubionych elementów bardzo różnorodnych stylów muzycznych, w miarę możliwości, w sposób, który płynie wygodnie i tak płynnie, jak to tylko możliwe – stąd cała ta rzecz "electro-psy-funk-blues-disco-synth-metal".

Spadek drum-n'-bass tutaj, tam siedmiostrunowa szczypta harmoniczna, gdzie indziej jazzowy beat w stylu bossa nova, big band/swingowy rozpad perkusji, który prowadzi do jakiegoś funkowego bluesowego interludium, by później wybuchnąć w mroczny trance. Absolutnie wszystko idzie, ale tylko tak długo, jak może płynąć i tańczyć razem. Wiele utworów może nie kończyć się w pobliżu miejsca, w którym się zaczęło, co jest w pewnym sensie połową zabawy, ponieważ często mam wrażenie, że aranżacja bierze swój własny umysł i rzuca się na jakąś szaloną, nieprzewidywalną trajektorię, ciągnąc mnie za sobą. jeździć, gdy ledwo trzymam wodze.

Jednak w tym równaniu jest zdecydowanie yin, w tym sensie, że chociaż takie podejście do kompozycji w otwartej piaskownicy jest bardzo wyzwalające, może również bardzo łatwo prowadzić do kreatywnych kikutów. Jednak właśnie w tych przypadkach fajnie jest sięgnąć do jakiegoś odległego aspektu zupełnie niezwiązanego gatunku i dodać go, nie tylko dla samego piekła, ale także rzucić coś w rodzaju podkręconej piłki w całość. aranżacji i zobacz, jak skutecznie możliwe jest powiązanie wszystkiego w spójny sposób, który ma pozory sensu.

W kontekście samej instrumentacji zazwyczaj staram się grać jak najwięcej samemu. Bity gitarowe są zawsze wykonywane i nagrywane; czasami pojawia się żywy bas, choć w większości, dla zachowania rytmicznej ścisłości, jest napisany w MIDI. Bębny są programowane ręcznie za pomocą myszy i często są nakładane na inne samplowane instrumenty perkusyjne, które obejmują wszystko, od stukania paznokciami w kubek termiczny z kawą, przez kinowe bębny wojenne inspirowane Wikingami, po rozbijanie starej elektroniki o beton, po dźwięk strzały przelatującej obok i wbijającej się w kawałek drewna, który dodaje mocy basowi.

W najlepszym razie jestem wokalistą hack, więc wokale rzadko są zintegrowane. Jestem też stosunkowo nowy w świecie kluczy, więc gram to, co mogę, a resztę programuję. Kiedy w końcu przeniosę ten projekt do królestwa występów na żywo, celem jest odtworzenie jak największej części instrumentacji na żywo, z przełączaniem między gitarami akustycznymi i elektrycznymi, łatami syntezatorów, okazjonalnym fragmentem wokalu i mieszanką mikrofonu i wyzwolona perkusja. Obecnie trwają prace nad tym, o czym później.

AP: Wiele utworów jest zrodzonych ze spontanicznego pomysłu, takiego jak dźwięk, interwał, melodia lub nowy akord, na który przypadkowo natknąłem się, bawiąc się pewnego dnia. Pomysł będzie kulą śnieżną i 60-80 ścieżek warstwowych dźwięków później, staje się pełnoprawną aranżacją. Zwykle chodzi bardziej o proces eksperymentowania i trwającą podróż majsterkowania. Mniej chodzi o punkt końcowy „Spójrz-ma-ja-napisałem-piosenkę-o-czegokolwiek”. Jest całkowicie otwarty.

Nie oznacza to, że jest to modus operandi, którego trzymam się religijnie – są wyjątki. Na przykład utwór Quicksand Vampires to ciężki bas/mroczny psytrance utwór, który porusza temat toksycznych związków (romantycznych, platonicznych, cokolwiek) oraz ich wzlotów i upadków. Chodzi o szczere pragnienie, by pomóc wyciągnąć kogoś z jego bezdennej dziury, tylko po to, by zdać sobie sprawę, że ciągle jesteś z nią ciągnięty i że ostatecznie jedyną rozsądną i zachowującą zdrowie psychiczne rzeczą jest puszczenie sękate ręce i odejdź całkowicie od dołu ruchomych piasków. Jest to jeden z niewielu utworów z dużą ilością tekstów, jakie mam w tym projekcie do tej pory, a intencją każdej sekcji było zbadanie innego aspektu wspomnianej hipotetycznej relacji. Ta była dla mnie szczególnie ciężka emocjonalnie i muzycznie; choć trochę ironicznie, jest to jak dotąd najmniej naładowany gitarami.

Jedyna rzecz, jaką mam do powiedzenia na temat eksplorowanych w muzyce tematów, to tytuły: są głupie. Są tacy, tacy głupi, ale, nie wiem, może przyciągają wzrok? Przynajmniej wyginają brwi. Większość z tych tytułów pochodzi z listy, którą gromadziłem w ciągu ostatnich kilku lat, a nowe dodatki do niej zwykle pochodzą z jakichś bezsensownych, napędzanych winem gadania między moim idiotycznym najlepszym przyjacielem a mną. Są chwile, w których pójdziemy: „Cokolwiek przed chwilą powiedzieliśmy, jest tak przyziemne i paraliżujące umysł idiotyczne, ale byłby to świetny tytuł piosenki!”

Część mnie ma nadzieję, że jakiś przypadkowy przechodnia na „teh interwebz” zwróci uwagę na jeden z takich głupich tytułów i jego ciekawość zostanie pobudzona na tyle, by rzeczywiście posłuchać tego utworu. Inna część mnie odbiera trochę rozrywki z faktu, że jest to instrumentalna muzyka elektroniczna i nie ma znaczenia, jak ją zatytułujesz. Od czasu do czasu pojawia się dziwna, przemyślana historia, którą wymyślę, aby pasowała do tytułu. Na przykład Public Restroom Justice Warrior jest odą do szlachetnego, graniczącego z OCD dążenia jednego człowieka do stawienia czoła wszystkim rolkom papieru toaletowego na świecie (ponieważ jeśli zwrócisz się do siebie tyłem, to się mylisz).

Od Spinditty

„Spaleni przez kiwi” to klasyczna opowieść o zemście w stylu hrabiego Monte Christo, rozgrywana przez kwaśnego kiwi, który pomści swoich poległych braci, którzy zginęli z rąk wygłodniałego hippisa. Następnie kiwi odjeżdża w zachód słońca w kabriolecie, rozbrzmiewając klasyczną syntezatorową falą inspirowaną latami 80. na stereo. To stanowi dodatkową twórczą pożywkę, kiedy w końcu zaprojektuję własną grafikę do singla, EPki czy czegokolwiek.

AP: Kiedy sprowadza się do samego procesu twórczego, chociaż zwykle mam przynajmniej kilka pomysłów w podróży, albo jako riffy zmapowane przez MIDI w zapisanych plikach projektów Ableton, albo jako ciągłe rzeczy, które grzechotają w mojej głowie na w dowolnym momencie, byłem naprawdę nieugięty, aby skupić się tylko na jednym utworze na raz i doprowadzić go do końca. Wielu z nas, typów producentów, jest ohydnie znanych z tego, że siedzi na niezliczonych stosach niedokończonych pomysłów, a wszystko to utrwala niezdecydowaną prokrastynację. Byłem tam więcej razy, niż mogę zliczyć i nienawidzę tego uczucia.

Dla mnie podążanie za mną pozwala mi odciążyć moją artystyczną psychikę, uwalniając konkretny projekt, podobnie jak wypuszczanie na wolność stworzenia w klatce i pozwalanie mu rozwijać się na własnych warunkach. Czuję, że im więcej siedzę na stosie niedokończonych utworów, tym więcej muszę o tym myśleć; więcej decyzji, więcej rozrywek, więcej dróg, by rozproszyć moją uwagę, i nieuchronnie jestem jak pies, który próbował gonić zbyt wiele królików na raz i skończył z żadnym. Więc wezmę samotnego królika i będę go ścigać, aż złapię skurwiela, a potem następny i następny. Wkrótce nie tylko mój twórczy głód jest odpowiednio zaspokojony, ale także mam kolekcję skórek, które mogę pokazać.

Pomijając potencjalne metafory wyzwalające weganizm, myślę, że dążenie do regularnego praktykowania tego rodzaju dyscypliny w mojej sztuce pozwoliło mi dokonać ogromnych postępów w nauce i doskonaleniu mojego rzemiosła, wyczarowaniu gotowego produktu i osiągnięciu szczególnego spokoju w wiedząc, że w tym przypadku naprawdę odpracowałem swój tyłek najlepiej, jakakolwiek umiejętność była mi znana w tamtym czasie, i odtąd wszystko będzie tylko lepsze.

By kiepsko sparafrazować Stevena Pressfielda w Wojnie o sztukę, to, co nazywa Muzą – boginią kreatywności i przepływu, jeśli wolisz – nie obchodzi, czy okażesz się przerażony, czy niezdecydowany, czy też nie masz pojęcia, co robisz. robię w tej chwili; obchodzi ją tylko to, że się pojawisz; fakt, że podjąłeś świadomy wysiłek, aby aktywnie umieścić swój tył w określonej przestrzeni fizycznej, z konkretną intencją poświęcenia czasu swojemu rzemiosłu. Bo jeśli po jakimś czasie nic się nie dzieje, to w porządku – przynajmniej się pojawiłeś. A może coś się dzieje. Może pojawia się pomysł; może nagle zauważysz na swoich obrzeżach trochę podpałki, aby dodać do płomienia; może wybuchnie napalmem lub trochę się uspokoi, zanim później wrócisz do niego z większą ilością paliwa. Nic z tego by się nie wydarzyło, gdybyś nie pojawił się na początku, więc jedynym prawdziwym punktem jest to, abyś nadal się pojawiał i nie przerywał.

AP: Nic dziwnego, że muzyka elektroniczna zdecydowanie kwitnie. Zwłaszcza tutaj, w Calgs, myślę, że mamy bardzo dobrze prosperującą undergroundową (ish) scenę elektroniczną, która zaspokaja wszelkie maniery ich łaskoczących basów gatunków, napędzaną przez niektórych z najbardziej pasjonujących kuratorów: BassBus, Sub Chakra, The Genesa Project, Evolve[-]D Productions i 403dnb to tylko kilka z wielu. Wszyscy absolutnie wyróżniają się w tworzeniu zachęcającej, niewyłącznej, wzajemnie szanowanej atmosfery z udziałem tłumu. Zarówno nowicjusze, jak i weterani są zachęcani do uczestnictwa i swobodnego osądzania swoich rówieśników.

To właśnie takie samo-wyzwalające środowisko jest głównym motorem tego, dlaczego festiwale elektroniczne przeżywają taki rozkwit i stają się coraz bardziej popularne; jasne, uwolnienie się i zrobienie imprezy to świetna zabawa, ale to, co najbardziej do mnie przemawia, to utrwalony duch uczestników, którzy chcą wnieść swój wkład i odwdzięczyć się społecznościom – czy to poprzez darowizny instalacji artystycznych, wolontariat, redukcję szkód, itp. budując sceny zbuntowane, a nawet organizując własne mini-festiwale lub stając się sami DJ-ami i muzykami. To samowzmacniający się ruch i naprawdę, naprawdę się tym zajmuję.

Muzycznie jestem zdecydowanie podekscytowany, aby zobaczyć, dokąd to potoczy się. Jest tak wielu producentów w czołówce, którzy wielokrotnie przesuwają granice sąsiednich możliwości i całkowicie przemapowują istniejący krajobraz dźwiękowy. Stale przyspieszające krzywe rozwoju technologii nie tylko sprawiły, że wszyscy mają znacznie szerszą paletę narzędzi do majsterkowania, ale także udostępnili te same narzędzia wszystkim, zarówno praktykantom, jak i mistrzom. Każde dziecko może zawędrować do Long & McQuade i wybrać tani kontroler MIDI z dołączonym oprogramowaniem za 129 USD, zapłacić 25 USD miesięcznie subskrypcji niesamowicie dobrze sformatowanych, łatwych do naśladowania samouczków dla profesjonalnych graczy online i zwariować na ich laptop lub urządzenie mobilne.

Jeśli podniesiesz to o kilka stopni i zajrzysz do naprawdę kiepskich wtyczek modelowanych analogowo, które umieszczają dźwięk wartego tysiące dolarów z wysokiej klasy sprzętu studyjnego wcześniej niedostępnego dla zwykłego konsumenta na kolanach, często przez kolejny całkowicie przystępny miesięcznik Subskrypcja. Wiele z tych narzędzi nie było dostępnych (nie mówiąc już o tym przedziale cenowym), kiedy zaczynałem, ale teraz każdy początkujący producent z na wpół przyzwoitym komputerem może zrobić hit w swojej sypialni i obdarzyć nim świat. Myślę, że to wszelkiego rodzaju narkotyki i zdecydowanie jestem podekscytowany, aby zobaczyć, co przyniesie przyszłość.

AP: Właśnie skończyłem muzykę do nowej, trzyścieżkowej EPki i nie mógłbym być bardziej podekscytowany wynikami. Na pewno będę zamieszczał informacje o jego ewentualnym wydaniu na mojej stronie internetowej, a także na moim kanale w mediach społecznościowych, ale w międzyczasie wciąż mam trochę pracy nad grafiką i kilka innych pól, które muszę zaznaczyć zanim będzie oficjalnie gotowy.

Poza tym czuję, że w końcu zgromadziłem wystarczająco dużo oryginalnego materiału, aby zacząć składać zestaw na żywo, nad czym teraz pracuję – plan jest taki, aby był gotowy przed końcem lata, a potem wreszcie zacząć rezerwować niektóre pokazy. Jak wspomniałem wcześniej, pomysł polega na tym, aby mieć tak dużo instrumentacji na żywo, jak tylko jestem w stanie samodzielnie zebrać, na ścieżce z istniejących melodii połączonych ze sobą tak spójnie, jak to tylko możliwe.

Jeśli jakikolwiek pojedynczy utwór płynie między serią różnych gatunków i stylów, zestaw na żywo zasadniczo zrobi to samo w skali makro, opowiadając większą historię od melodyjnej ładnej do naładowanej i ciężkiej, szybkiej i wolnej, jasnej i ciemnej. Nie mogę się doczekać wypełnienia tego płótna, zwłaszcza, że ​​pokaz na żywo będzie zawierał jeszcze więcej nowego, oryginalnego materiału (tj. przejść do piosenek), którego inaczej nie usłyszelibyśmy nigdzie indziej, stąd zachęta do zobaczenia go na żywo. Sprzęt, który przyniosę na scenę, będzie również odgrywał rolę w estetyce na żywo. Powinno być schludne.

AP: Zaznacz odpowiedź „E”: wszystkie powyższe. Częściowo wynika to z faktu, że mam naturalną tendencję do nakręcania się kontaktem, widząc fajnych ludzi robiących fajne rzeczy, zwłaszcza jeśli są moimi najbliższymi rówieśnikami, ale także prawie każdego, kto aktywnie, żarliwie realizuje swoje pasje. Widzisz, jak ktoś robi coś porządnego, czerpiesz inspirację do zrobienia czegoś porządnie samemu i tak, we właściwym towarzystwie, wszyscy kończą się popychaniem się do przodu. Dlatego niezwykle ważne jest, aby szukać i otaczać się dobrymi ludźmi (nie po to, by głosić frazes sprzed eonów, ale dosłownie jesteśmy towarzystwem, które dotrzymujemy).

Druga część to miłość do grindowania, jak to ujął Gary Vaynerchuk, poprzez pokazywanie się i poświęcanie czasu każdego dnia, nawet jeśli tylko na krótką chwilę. Często zawikłana konwencjonalna równowaga między pracą a życiem osobistym jest czasami cholernie trudna do nawigowania, ale większość z nas może znaleźć piętnaście minut tu i tam, a czasem godzinę, a może nawet możliwość zarezerwowania całego dnia na nasze rzemiosło, wyłącz wszystko rozpraszacze i doskonalić. To nie jest łatwe; wymaga praktyki i dyscypliny; ale jeśli zaczynasz od małych rzeczy i pracujesz stopniowo z każdym krokiem, zbliżasz się do celu, a kolejne kroki stają się o wiele łatwiejsze. Nie różni się to od jazdy na rowerze – kilka pierwszych pedałów wymaga mocnego naciśnięcia, ale zanim się zorientujesz, jedziesz, napędzany do przodu przez bezwładność. Jeśli spadniesz na chwilę z wagonu bezwładnościowego, to też jest spoko - po prostu wracaj do niego, kiedy tylko możesz, pamiętając o odcięciu sobie luzu, kiedy bardzo na to zasługujesz, i przerwie, kiedy tego potrzebujesz, a potem wróć do to. Dalej i niezręcznie.

Wywiad z kanadyjskim twórcą muzyki elektronicznej Alyag