Dranie

Spisu treści:

Anonim

Jestem fanem i kolekcjonerem hard rocka i heavy metalu od wczesnych lat 80-tych. Jeśli ma dobry gitarowy riff i nastawienie, wchodzę w to.

1991-92: Major Label Malaise

Lata 80. zakończyły się walką Motörhead ze swoją dawną wytwórnią płytową i byłym kierownictwem w sądzie, co trzymało ich z dala od studia nagraniowego przez cztery lata. Jednak właściwie rozpoczęli lata 90. w stosunkowo dobrej formie, podpisując niedawno kontrakt z dużą wytwórnią (WTG/Epic Records, oddział Sony Music). Ich pierwszy album z nowej dekady, 1916, został okrzyknięty wielkim powrotem, zawierającym zabójcze kawałki, takie jak "I'm So Bad (Baby I Don't Care)," "No Voices in the Sky" i "RAM.O.N.E.S." (okrzyk do duchowych kuzynów Lemmy'ego w Nowym Jorku). Album nie rozpalił list przebojów, ale został nominowany do nagrody Grammy w kategorii „Najlepszy występ metalowy” (przegrał z albumem „Black” Metalliki).

March ör Die z 1992 roku był świadkiem, jak zespół próbował nadać brzmieniu Motörhead bardziej elegancki, bardziej komercyjny połysk, a gościnnie wystąpiły kilku znanych przyjaciół Lema, takich jak Ozzy Osbourne i Slash of Guns N Roses (w „I Ain't No Nice Guy "). Utwór „Hellraiser” (który Ozzy nagrał również na swoim albumie No More Tears) został użyty w horrorze Hellraiser III: Hell on Earth i został przerobiony na teledysk, w którym Lemmy grał w pokera o wysokie stawki przeciwko złoczyńcy filmu , łeb szpilki. March ör Die zobaczył także byłego perkusistę King Diamond/Don Dokken, Mikkeya Dee, który dołączył do zespołu. Tommy Aldridge grał na większości albumu jako najemnik, ale Dee wszedł na pokład w samą porę, by zagrać w „Hellraiser”. Zawsze podobał mi się ten album, ale March ör Die został zniszczony przez krytyków, nie sprzedał się i doprowadził do końca okresu istnienia wytwórni major.

„Jestem taki zły (kochanie mnie to nie obchodzi)”-1991

Recykling i ponowne haszowanie…

Ze względu na swoją długą historię z tak wieloma różnymi wytwórniami płytowymi, Motörhead były często przedmiotem wątpliwych albumów „Best-Of” lub „live” wydawanych przez poprzednie wytwórnie. W latach 90. pojawiał się stały strumień takich wydawnictw, z których większość była nieautoryzowana przez zespół, ale nie byli w stanie ich powstrzymać. Przypadkowi fani mogą sobie poradzić z pakietami najlepszych utworów, takimi jak The Best of Motörhead lub All the Aces , a hardkorowi, którzy muszą mieć wszystko, prawdopodobnie znajdą ze skarbca nagrania koncertowe, takie jak Live in Brixton '87 lub Live (często przepakowywany koncert z 1983 roku z programu radiowego King Biscuit Flower Hour) interesujące, ale albumy studyjne są tam, gdzie są naprawdę dobre rzeczy!

„Żelazna pięść” na żywo w Niemczech, 1998

Kontynuując miażdżenie

Rock'n'rollowa kampania szoku i podziwu w Motörhead nie skończyła się pod koniec lat 90-tych. Kontynuowali torowanie drogi w XXI wiek, wydając dodatkowe osiem (!) albumów studyjnych i pozornie nieskończoną liczbę teledysków z koncertów i płyt CD, aż do przedwczesnej śmierci Lemmy'ego w 2015 roku. Zespół pozostawił po sobie katalog, który jest cholernie prawie nietykalny w tej książce fanboya, a jeśli znasz tylko „hity” takie jak „Ace of Spades” lub „Killed By Death”, gorąco polecam Ci „głębokie zanurzenie się” w te mniej znane zakątki dyskografii Motörhead – - z pewnością będzie to satysfakcjonujące doświadczenie słuchowe.

Niech żyje Lemmy i daj mi Motörhead, aż umrę!

Uwagi

Keith Abt (autor) z The Garden State 13 lutego 2020 r.:

Hej tam Georgie! Dzięki, że wpadłeś!

Georgie Lowery z północnej Florydy 13 lutego 2020 r.:

Panie Kotu!

Kolejny świetny hub!

Kocham Mötorhead od lat 80-tych. No Voices in the Sky to moja ulubiona piosenka.

Nie dziwię się, że mieli tak wiele problemów z wytwórnią. Robiło to wtedy wielu artystów.

Dranie