Recenzja albumu Blazon Stone „Damnation”

Spisu treści:

Anonim

Byłem fanem i kolekcjonerem hard rocka/heavy metalu od wczesnych lat 80-tych. Jeśli ma dobry gitarowy riff i nastawienie, wchodzę w to.

Piosenki

90-sekundowe intro „Damnation” rozpoczyna wszystko w odpowiednio mocnym stylu, przenosząc się do pierwszego właściwego utworu, „Endless Fire of Hate”, speedmetalowego jiggety-jig z nieodpartym, jakże metalowym krzykiem gangu refren, który sprawi, że będziesz śpiewać w mgnieniu oka. Ostry, ale mocny wokal Matiasa Palmy pewnie wznosi się ponad mury strzępiących gitar Ceda i Emila, podczas gdy Marta i Kalle zapewniają solidną jak skała sekcję rytmiczną.

Płonący w stodole „Raiders of Jolly Roger” wydaje się być pierwszym „singlem” z albumu i jest to doskonały wybór, który pozwala starym fanom wiedzieć, że Blazon Stone wrócił na pełne morze, unosząc wysoko czaszkę i skrzyżowane piszczele. Będziesz chciał przypiąć gitarę do skwierczącego „Chainless Spirit”, który ma lekki klimat Judas Priest i prowadzi w uderzające rytmy „Black Sails on the Horizon”.

„Wandering Souls” rozpoczyna się łagodnym gitarowym kostkowaniem, po czym wciska pedał gazu do podłogi i daje graczom kolejny zaraźliwy chór gangów do wykrzykiwania z pierwszego rzędu. „Hell on Earth” i chrupiący „Bohemian Renegade” podnoszą poziom adrenaliny, a następnie krótki instrumentalny (!) instrument (!) zatytułowany „1671” służy jako intro do masywnego zamykającego utworu Damnation „Highland Outlaw”. prawie dziesięciominutowy epos o słynnym szkockim bohaterze ludowym, Robu Royu. Jeśli potrafisz wyobrazić sobie „The Clansman” Iron Maiden w kontekście speed metalu, jesteś na boisku Blazon Stone. Rury wracają do gry około trzech czwartych roku, a Matias Palm daje w tym utworze swój najlepszy, najbardziej dowodzący występ. Tekst tej piosenki skłonił mnie do przeczytania Roba Roya, czego nie robiłem od dłuższego czasu. (Kto powiedział, że speed metal nie jest edukacyjny?) Kończy album mocnym „bangiem” i sprawi, że słuchacze będą krzyczeć o więcej.

„1671”/„Wyżyna banita”

Podsumowując

W przeszłości ogłaszałem, że mój ulubiony album Blazon Stone to „Down in the Dark” z 2017 roku, ale po kilku spinach Damnation, w mieście może pojawić się nowy szeryf. Jeśli po kilku minutach tego albumu nie zrobisz znaku dłoni z diabelskim rogiem ani nie wymachujesz kubkiem piwa w powietrzu, twoja metalowa karta zostanie oficjalnie unieważniona!

Krótko mówiąc, Damnation to kolejna cholernie dobra płyta historycznego/pirackiego metalu od Ceda i jego szkorbutowej załogi i mam nadzieję, że statek Blazon Stone będzie pływał po pełnym morzu jeszcze przez wiele lat (i albumów).

Wydanie CD Damnation na płycie Stormspell będzie dostępne od 15 września, a dla was, ćpunów winylowych, podobno trwają prace nad wersją LP jeszcze w tym roku.

Więcej informacji na temat Blazon Stone lub Damnation znajdziesz w Stormspell Records na Bandcamp, czyli własny urzędnik zespołu Facebook strona.

Recenzja albumu Blazon Stone „Damnation”