Zapomniane albumy hardrockowe: „Chill Pill” Warrior Soul

Spisu treści:

Anonim

Jestem fanem i kolekcjonerem hard rocka i heavy metalu od wczesnych lat 80-tych. Jeśli ma dobry gitarowy riff i nastawienie, wchodzę w to.

Chill Pill autorstwa Warrior Soul

Pewnego pięknego dnia w 1993 roku udałem się do mojego lokalnego sklepu z płytami (dzieciaki, spytaj rodziców, jakie były „sklepy z płytami”) we wtorek z premierą, aby odebrać pierwszego dnia kopię najnowszego albumu Warrior Soul, Chill Pill. Nowojorski, politycznie naładowany aggro-metalowy zespół prowadzony przez profesjonalnego podżegacza hańby Kory'ego Clarke'a szybko stał się jednym z moich ulubionych zespołów wczesnych lat 90. dzięki twardzieli melodiom, takim jak „The Wasteland” (od narkotyków, boga i nowego republiki) i „Love Destruction” (z „Pozdrowień z Narodu Getta” z 1992 roku).

Warrior Soul jeszcze nie dokonał przełomu w mainstreamie, ale każdy z ich dotychczasowych albumów był lepszy od poprzedniego, więc byłem pewien, że Chill Pill w końcu sprawi, że staną się powszechnie znane.

Kiedy jednak zabrałem płytę do domu i wrzuciłem ją do odtwarzacza, na początku nie bardzo wiedziałem, co z nią zrobić. Poprzednie trzy albumy Warrior Soul były napakowane wielkimi, krzepkimi, głośnymi i dumnymi rockowymi hymnami atakującymi rząd USA, korporacyjną Amerykę i wszystko inne, przeciwko czemu dzieci lat 90. miały się buntować.

Chill Pill był zupełnie innym zwierzęciem wyluzowanym, okrojonym i niespodziewanie łagodnym, z bardzo małym ogniem słyszanym u jego poprzedników. Gniewne polityczne przesłania zniknęły, zastąpione przez chaotyczne, płynące ze świadomości teksty prosto z poetyckiego slamu w kawiarni. Muzycy byli ci sami, ale to brzmiało jak zupełnie inny zespół. Ponieważ świat był w tym czasie w pełnym trybie Nirvana, założyłem, że Warrior Soul stał się kolejnym rozczarowującym przykładem wspaniałego zespołu metalowego, który desperacko próbuje „przejść na grunge”, aby sprzedawać płyty.

Kilka tygodni po wydaniu albumu po raz pierwszy zobaczyłem Warrior Soul na koncercie w klubie rockowym na Staten Island w stanie Nowy Jork. Miałem nadzieję, że usłyszenie nowych piosenek na żywo pomoże albumowi „zaskoczyć” we mnie, ale występ nie był niczym niezwykłym. Zauważyłem, że gitarzysta John Ricco zniknął, zastąpiony przez dwóch gitarzystów (nie mam pojęcia kim byli) i chociaż „stare” piosenki brzmiały dobrze, nowy materiał wciąż mnie oziębiał. Odłożyłem Chill Pill na półkę i wróciłem do słuchania Salutations From The Ghetto Nation niemal codziennie.

Dopiero po latach dowiedziałem się o okolicznościach, które doprowadziły do ​​nietypowego klimatu Chill Pill. Nie wiedziałem o tym, kiedy pierwszy raz usłyszałem album lub zobaczyłem ten krótkotrwały, pięcioosobowy skład na żywo, ale Chill Pill był dźwiękiem zespołu rozpadającego się w szwach.

Historia

Do końca 1992 roku Warrior Soul nagrał trzy albumy dla wytwórni David Geffen Company (DGC) – ale pomimo stałego uznania krytyków i rozpoczynających trasy koncertowe dla tak potężnych jak Metallica i Queensryche, wciąż nie sprzedali ich zbyt wiele. dokumentacja.

Główny wokalista/autor piosenek Kory Clarke obwiniał bezmyślne garnitury w Geffen za niewłaściwą promocję jego zespołu, a także strzelał do dwóch największych gwiazd w stajni Geffen: Guns N' Roses i Nirvany. Clarke wierzył, że sam Axl Rose nakazał Geffenowi nie promować Duszy Wojownika, ponieważ uważał, że stanowią one „zagrożenie” dla dominacji Gunsa. Niezależnie od tego, czy w to wierzysz, czy nie, nie możesz winić Clarke'a za to, że był wkurzony, gdy patrzył, jak Geffen przelewa pieniądze na wsparcie trasy i wysokobudżetowe teledyski do tych dwóch kapel dojnych krów (z których żaden tak naprawdę nie potrzebował pomocy), podczas gdy Warrior Soul pozostawiono samym sobie.

Od Spinditty

Kiedy pod chmurą narkotyków i wrogości weszli nagrać Chill Pill – czwarty i ostatni album ich kontraktu z Geffen – zespół zdecydował, że jeśli wytwórnia i tak ich porzuci, równie dobrze mogą wyjść ze swoim środkiem. palce w powietrzu. Dlatego zamiast dać Geffen kolejny album z materiałem „A”, który zmarnowałby z powodu nieudolności wytwórni, pozwolili powiewać swoim dziwacznym flagom i wyprodukowali dziwną, całkowicie niekomercyjną, artystyczną płytę punkową, którą mogliby przekazać szyderstwo i powiedzmy: „Zobaczmy, jak próbujesz sprzedać ten, dupki!”

Innymi słowy, Chill Pill był zespołem świadomie iz radością nagrywającym na taśmę własne samobójstwo w karierze. Niezależnie od tego, czy album ci się podoba, czy nie, musisz przyznać, że to było bardzo punkowe z ich strony, że poderżnęli sobie gardło w taki sposób, za grosze wytwórni!

Piosenki

Kiedy wróciłem do Chill Pill ponad ćwierć wieku po jego wydaniu, faktycznie polubiłem go bardziej niż wtedy, gdy był obecny. W gruzach tego albumu kryje się kilka perełek, takich jak pełen echa, nastrojowy otwieracz „Mars” i dudniący „Cargos Of Doom”, z których oba zawierają imponująco zwinną pracę na basie autorstwa wielkiego Pete'a McClanahana (który jest niedocenianym bohaterem ten album).

Fani „starego” brzmienia Warrior Soul będą trzymać się zasmarkanych punkowych nawiązań, takich jak „Shock Um Down”, „I Want Some” i „Ha Ha Ha”, które są kultem Sex Pistols w najlepszym wydaniu. („Ha Ha Ha” byłoby jednak lepsze bez dwóch minut przypadkowych dźwięków talerzy, szkwałów gitary i beczenia saksofonu na końcu).

Kory uspokaja się w takich kawałkach jak „Song In Your Mind” i żałosny „Let Me Go” (oczywista prośba do Geffena, by go uwolnił), ale główną atrakcją wolniejszych piosenek jest epicka twarda jak pazury „Concrete Frontier” (znowu ze świetną pracą na basie McClanahana), który trwa ponad siedem minut, ale nigdy nie jest wymuszony ani nadęty.

Średnie „Soft” brzmi, jakby mogło być stroną B z debiutu Last Decade Dead Century (właściwie to trochę przypomina „In Proposal” z tego albumu), a album faktycznie kończy się nieco optymistyczną nutą z bluesem. „High Road” z fajnymi riffami na harmonijce autorstwa Michaela Monroe z Hanoi Rocks.

Chill Pill to trafny tytuł tej kolekcji. Wielka impreza heavy metalowa z lat 80. dobiegła końca; czasy się zmieniły. Jak każdy z nas, Dusza Wojownika potrzebowała Chill Pill, aby oczyścić głowę, poczekać, aż kac zniknie, i wymyślić, dokąd pójść dalej.

Dogrywka

Zgodnie z oczekiwaniami Chill Pill był końcem relacji Warrior Soul z firmą Geffen i końcem „klasycznego” składu Soul. Clarke i McClanahan przegrupowali się rok później z nowym gitarzystą „X Factor” i wydali znakomity „cyberpunkowy” album zatytułowany The Space Age Playboys. Widziałem ten odświeżony skład na żywo trzy razy i z nawiązką nadrobili ten rozczarowujący koncert Chill Pill!

Warrior Soul zrobił sobie przerwę w drugiej połowie lat 90., ale Kory sprowadził ich z powrotem w 2000 roku z zupełnie nowym składem i do dziś szlifuje chwalebnie wstrętny punk/metal. Ich najnowszy album studyjny, Rock N Roll Disease, ukazał się w 2019 roku.

Wątpię, żeby Kory Clarke bardzo czule spoglądał wstecz na dzisiejsze doświadczenie Chill Pill, ale przynajmniej mogę powiedzieć, że w końcu „dostałem” ten album, tyle lat później.

Zapomniane albumy hardrockowe: „Chill Pill” Warrior Soul